Opowiadanie o przodkach jest doskonałym pretekstem do głębszych rozważań. A co by by­ło, gdyby prababcia została, a nie wyjechała z jakiegoś innego kraju? A gdyby babcia wyszła za kogoś innego, który się w niej podkochiwał, a nie za dziadka? Ja z własnego doświadczenia wiem, że mądre i pełne humoru opowiadanie o trudnych często sprawach, które zdarzały się przod­kom potrafi w przyszłości wspaniale zaowocować. W końcu ktoś kiedyś powiedział, że le­piej uczyć się na cudzych błędach... . I nie chodzi o to, by ze szczegółami opowiadać drastyczne wy­da­rzenia, ale by uwypuklić morał z nich płynący.

Historie rodzinne to także świetna okazja, by w sposób delikatny zacząć oswajać się z prze­mi­janiem. No bo nie da się ukryć, że pra, prababci i jej męża nie ma już wśród nas... . I jak ktoś mi mówi, że to za poważne tematy, to mam ochotę roześmiać mu się w twarz. Albo nikt tej osoby jak była dzieckiem nie traktował poważnie, albo jest już tak stara (niekoniecznie wiekowo - wystarczy mentalnie), że nie pamięta własnego dzieciństwa. Z przerażeniem czasem stwierdzam, że o swoich przodkach wiem jeszcze niewiele, tylko tyle, że byli to wspaniali ludzi. I tylko to mogę przekazać... .

Przytoczę tu fragmenty artykułu pana Piotra Szkutnika pt. Dlaczego warto zainteresować się ro­dzin­ną genealogią?

Funkcjonujący w naszym społeczeństwie stereotyp łączący wiedzę o swych przodkach z poszukiwaniem szla­checkiego pochodzenia będzie jak sądzę wygasał. Snobistyczne podejście do poszukiwań genealogicznych re­a­li­zowano głównie przez odnalezienie antenatów wśród dobrze urodzonych w herbarzu. Obecnie za­in­te­re­so­wa­nie tą tematyką jest związane z lepszym wykształceniem społeczeństwa, wzrostem jego potrzeb intelektualnych. Wie­lu amatorów podejmujących się rozwikłania losów rodziny interesuje ustalenie prawdy o przodkach. Zamówienie w biurze heraldycznym wyciągu z herbarzy nie zaspokoi ich ciekawości, wręcz pozbawi satysfakcji z włas­nych poszukiwań. Dla wielu genealogia staje się hobby, kolekcjonowaniem danych o przodkach. Za­in­te­re­so­wania te, wywołują u „hobbystów” coraz silniejsze pragnienie informacji. Z zapałem poszukują nieznanych fak­tów, układają z wielu elementów, obraz przeszłości swej rodziny. Typ badacza, poszukiwacza-odkrywcy mo­że się w tej dziedzinie doskonale zrealizować, zwłaszcza, że informacje, których szukamy dotyczą osób nam bliskich. W toku genealogicznych poszukiwań ustalamy bowiem najważniejsze fakty w życiu naszych przodków. Za­li­czają się do nich: wiek antenatów w chwili ślubu, liczba związków małżeńskich, liczba dzieci, długość życia. Poz­na­jemy dokładne daty urodzenia, ślubu, zgonu, z podaniem godziny kiedy miało miejsce to wydarzenie. Zna­jąc datę możemy korzystając z odpowiedniego programu komputerowego ustalić dzień tygodnia, który wówczas przy­padał. Dowiadujemy się jakie imiona były popularne u naszych przodków, czy były dziedziczone. Śledzimy ewo­lucję naszego nazwiska. Po zgromadzeniu danych dotyczących wielu generacji rodziny, możemy je po­rów­ny­wać, doszukiwać się analogii, prawidłowości w występujących ww. zjawiskach np. ustalając dużą rozrodczość w rodzinach naszych przodków. Zachwycając się przodkiem - matuzalemem (np. 100-letnim) podświadomie li­czy­my, że może nam w spadku przypadł jego gen długowieczności. Utożsamiamy się tym samym z przodkami.

Dumni jesteśmy, odnajdując wśród nich pracowitych chłopów, przedsiębiorczych mieszczan, zagrodową czy zamożną szlachtę. Z czasem szczycimy się pracą, której plonem jest ustalenie danych o antenatach. Stajemy się detektywami prowadzącymi dochodzenie. Zbieramy dowody istnienia przodków, stawiamy hipotezy, prze­pro­wa­dza­my analizy danych z różnych akt. Weryfikując dzieje rodzinne znane z przekazów obalamy lub po­twier­dza­my rodzinne legendy. Dla wielu osób to pasjonująca i wciągająca zabawa, zwłaszcza, że apetyt rośnie w mia­rę jedzenia. Zbierając dane genealogiczne wyrażamy wdzięczność wobec ludzi, dzięki którym istniejemy. Mo­ral­ną zasługą jest odnalezienie danych, o skazanych już na zapomnienie protoplastach. Nagrobków odległych przod­ków próżno szukać na cmentarzu. Tradycja rodzinna sięga zwykle XIX w.

Tymczasem, przeprowadzając pros­te działania matematyczne okazuje się, że całe rzesze, zastępy, przod­ków czekają odkrycia. W końcu XVIII w. żyło około 150 przodków osoby urodzonej około 1980 r. Wielkość ta sta­no­wi już niemal grupę reprezentacyjną ówczesnego społeczeństwa. Można w niej odnaleźć przedstawicieli wszyst­kich warstw. Celowo zwróciłem uwagę na koniec XVIII w., gdyż ustalenie żyjącego wówczas pokolenia przod­ków jest możliwe prawie dla każdego Polaka. Zgromadzenie danych o tak wielu antenatach, wiąże się ze sta­nem zachowania źródeł, a one pozwalają na odtworzenie tak odległych pokoleń. Trudno uwierzyć, że jesteśmy po­tom­kami, aż tylu osób. Kolejne generacje przodków są dwa razy liczniejsze od je poprzedzających. Każdy teraz z pe­wnością wie, iż posiada 4 dziadków obojga płci. Wymienienie 8 pradziadków sprawia już zwykle spore kło­po­ty. Nad 16 prapradziadkami (2x pra dziadkami) mało kto się zastanawia. Liczba 32 praprapradziadków (3x pra dziad­ków) może być dla czytelnika dużym zaskoczeniem, podobnie niewielu uświadamia sobie, iż żyło aż 64 je­go prapraprapradziadków (4x pra dziadków). Pokolenie 4x pra dziadków obecnych dwudziestolatków żyło oko­ło dwieście lat temu, i jak wyżej wspomniałem można je ustalić na podstawie dokumentów. Zaszczepiając ge­ne­a­lo­gicz­nego bakcyla krewnym, czy dzieciom, możemy mieć nadzieję, że wiedza o nas samych nie zaginie.

W odniesieniu do dzieci możemy zrealizować cele wychowawcze, rozbudzając szacunek do bliskich. W epo­ce atomizacji społeczeństwa te fakty mogą wpłynąć integracyjnie na rodzinę. Można się nimi posłużyć w bu­do­waniu więzów emocjonalnych z dalekimi krewnymi. W mediach można było zaobserwować skromną po­pu­la­ryzację wiedzy o genealogii. W jednym z programów telewizyjnych młodzież dyskutowała czy warto się zaj­mo­wać poszukiwaniami genealogicznymi. W przeprowadzonym głosowaniu internauci poparli tą ideę. Także in­for­matyzacja uatrakcyjnia dochodzenia genealogiczne. Możliwość szybkiego gromadzenia, przechowywania, aktu­a­lizowania, przetwarzania, ułatwia i przyśpiesza analizę danych. Ponadto daje możliwość drukowania, jakże mi­łych oku graficznych prezentacji w formie różnorodnych tablic genealogicznych. Ustalenie losów przodków przyb­liża nas do historii. W wielkich wydarzeniach dostrzegamy ich uczestnictwo, choćby w skromnym zakresie np. w roli szeregowego żołnierza na froncie. Ustalając przodków z XVIII w., możemy się przekonać, że byli oni nie tylko poddanym Stanisława Augusta Poniatowskiego. Interesujące mogą być fakty dotyczące uczestnictwa w pows­ta­niach narodowych. Na podstawie akt głównie będziemy mogli ustalić wiek przodków, zawód, spra­wo­wa­ną funkcję, urząd, status społeczny, miejsca zamieszkania, narodowość, wyznanie. Stanowi to wystarczającą po­żywkę do rozważań, na temat zajmowanego przez przodków miejsca w historii. Poszukiwania genealogiczne roz­szerzają naszą wyobraźnię historyczną, pozwalają na powstanie własnej perspektywy w patrzeniu na dzieje. Za pośrednictwem przodków wchodzimy emocjonalnie w relację z wydarzeniami z przeszłości. Zapomnieć na­le­ży także o kompleksie pochodzenia „z gminu”. Nie powinniśmy się wstydzić chłopskiej genealogii. Często sły­sza­ne oświadczenia wielu osób o mieszczańskim czy szlacheckim pochodzeniu wynikają z niewiedzy. Po analizie do­ku­mentów bywa, iż staje ono pod znakiem zapytania. Większość społeczeństwa polskiego niegdyś stanowili chło­pi. Dlatego też podobny będzie ich udział procentowy w galerii przodków. W obecnej postindustrialnej epo­ce status przodków nie rzutuje na naszą pozycję społeczną czy ekonomiczną. Powinniśmy sobie uświadomić, iż to praca fizyczna, często niepiśmiennych poprzedników, była podstawą utrzymania innych warstw społecznych i w ogóle państwa. Należy się więc im szacunek i pamięć.

Nawet rody panujące są pochodzenia chłopskiego np. ród Sforzów. Chłopskie pochodzenie Piastów i Prze­myś­li­dów przekazuje legenda. Również nieślubne po­cho­dze­nie nie powinno zniechęcać do poszukiwań ge­ne­a­lo­gicz­nych, choćby tylko linii żeńskiej. Pochodzenie po ką­dzie­li, jest i tak pewniejsze od pochodzenia po mieczu. Tyl­ko bowiem matka wie z kim poczęła dziecko. Ojciec oś­wiad­czający swe ojcostwo i okazujący narodzone dziecko urzędnikowi stanu cywilnego czy duchownemu musiał polegać na jej informacji. W wypadku nieślub­nego dziecka służącej, możemy domyślać się, iż jej pracodawca był ojcem. Znany z historii powszechnej Wilhelm Zdo­bywca, czy założyciel dynastii Sforzów byli nieślubnymi dziećmi. Pochodzenie nieślubne nie stanowi skazy na honorze rodziny, może urozmaicić i nadać kolorytu rodzinnej historii. Dla badacza wszelkie niejasności i znaki za­py­tania, bardziej intrygują i zmuszają do dociekliwości. Pochodzenie szlacheckie umożliwia ustalenie przod­ków znacznie wcześniejszych, niż pochodzenie chłopskie. Wiąże się to ze źródłami, które dostarczają więcej in­for­macji o zamożniejszych warstwach społeczeństwa. Korzystając z herbarzy możemy ustalić protoplastę, nawet z epoki bitwy pod Grunwaldem. Ponieważ niektóre szlacheckie rody wielkopolskie po kądzieli pochodzą od dy­nas­tii panujących, wielu współcześnie żyjących Polaków ma szansę na udokumentowanie pochodzenia, się­ga­ją­ce­go głębokiego średniowiecza. Ponieważ od XIX w. częste były małżeństwa międzystanowe, błękitną krwią po ką­dzieli mogą się pochwalić rody będące po mieczu pochodzenia mieszczańskiego czy chłopskiego. Wśród swych przodków będziemy mogli odnaleźć: Piastów, Jagiellonów a także Wilhelma Zdobywcę, Duncana – króla Szko­tów zamordowanego przez Makbeta. W tym gronie znajduje się Karol Wielki, którego żyjących współ­cześ­nie potomków szacuje się na kilka milionów. Biorąc pod uwagę obliczenia matematyczne, możemy przyjąć, że pra­wie każdy współczesny Polak jest potomkiem Mieszka I. Obecnie żyjących Polaków można zaliczyć do 30-35 ge­ne­racji jego potomków. Kolejne pokolenia potomków są coraz liczniejsze, dlatego liczbę obecnych potomków Miesz­ka I można szacować na wiele milionów. Najczęściej jednak będziemy mogli ustalić naszych antenatów do XVIII w. W wielu rodzinach chłopskich dopiero w tym wieku (a nieraz później) powstały nazwiska. Ich brak unie­moż­liwia ustalenie wcześniejszych generacji. Metryki parafialne stanowiące główne źródło danych dla XVIII w. są już poważnie przerzedzone, a dla XVIII w. zachowało się ich bardzo mało. Odtworzenie dziejów ro­dzin­nych może zająć całe lata. Zależy to jednak od zaangażowania, oraz od zakresu poszukiwań. Musimy odpowiedzieć na pytanie: Czego chcemy szukać? Zbieranie informacji o wszystkich krewnych jest niezwykle cza­so­chłon­ne. Należy się więc skupić na wybranych rodzinach, dzięki czemu dane o nich zgromadzone będą bardziej kom­pletne. Najciekawsze jest jak sądzę rekonstruowanie wywodu przodków, tzn. zebranie informacji o tych oso­bach, których spadkobiercami czujemy się pod względem fizycznym i psychicznym. Moje zainteresowania ge­ne­a­lo­giczne sprawiły, iż zdecydowałem się zdawać na historię. Od początku studiów realizowałem swoją ge­ne­a­logicz­ną pasję. Tematem mojej pracy magisterskiej jest oczywiście rodzinna genealogia. W toku przeprowadzonych kwe­rend zebrałem wiele doświadczeń i refleksji. Zbadałem, poszukując antenatów, księgi z 30 parafii, głównie z wo­je­wództwa łódzkiego. Plonem wieloletniej pracy jest zebranie informacji o 270 przodkach, ustaliłem wiele fak­tów związanych z migracjami, odkryłem gniazda rodowe protoplastów nie tylko w centralnej Polsce, ale także w Wielkopolsce, w województwie lubelskim, a nawet w Lotaryngii, Badenii i Palatynacie, odnalazłem swoje ro­do­we nazwisko w metrykach parafialnych z połowy XVII w. Informacje zdobywałem w archiwach, Urzędach Stanu Cywilnego, odwiedziłem kilkanaście kancelarii parafialnych.

Genealogia, którą starałem się przybliżyć w moim artykule stanowi odpowiedź na podstawowe egzy­sten­cjal­ne pytania: Skąd pochodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?

Po co to wszystko?

Patrząc z perspektywy, widzę, że ja dzięki takim rozmowom, znalazłem swoje miejsce na zie­mi. A ponieważ nie czuję się kosmitą, to podejrzewam, że i wiele innych osób czuje po­dob­nie. Rozmowy z dziadkiem sprawiły, że śmierć traktuję jak naturalne następstwo życia, opo­wieś­ci mojej mamy pozwoliły mi uwierzyć, że jeśli czegoś bardzo się pragnie, to nic nie prze­sz­kodzi w osiągnięciu celu. Babcia nauczyła mnie, że warto czekać i być cierpliwym, że nie zaw­sze trzeba dużo mówić, by wyrazić, co się czuje. I teraz chciałbym przekazać to swoim dzieciom, swojemu synowi. Ciekawe, co ono przekaże swojemu o mnie... .